czwartek, 11 sierpnia 2016

Zabawny film dzisiaj oglądałam … #3


Plakat pochodzi ze strony filmweb.pl
Miała być komedia i była. Miałam po prostu obejrzeć dobre kino i nie doszukiwać się ukrytego przesłania filmu i tak też uczyniłam. Mowa o filmie zatytułowanym „Za jakie grzechy, dobry Boże?” w reżyserii Philippe’a de Chauveron’a.

Temat jak na komedię dość nietypowy. Jedni powiedzieliby, jak można śmiać się z uprzedzeń i rasizmu. Inni powiedzieliby, że stereotypy trzeba tępić, a nie wzmacniać. Dla mnie było to świetne kino zbudowane wokół jakże aktualnego problemu. Bo problemem okazało się znalezienie odpowiednich mężów dla swoich córek.

Claude i Marie to zamożne małżeństwo kultywujące tradycyjny styl życia. Nie mogą pogodzić się z wyborami swoich trzech córek. Jedna została żoną Żyda, druga Araba, a trzecia Chińczyka. Całą nadzieję pokładają w czwartej, najmłodszej latorośli. Może chociaż ona zwiąże się z prawdziwym Francuzem. Może chociaż ona pójdzie do ślubu w białej sukni. Może chociaż ona będzie wstępować w związek małżeński przed ołtarzem w kościele, a nie przez urzędnikiem w urzędzie stanu cywilnego. Ona to Laure Verneuil (Elodie Fontan). Nic z tego. Laure co prawda ulokowała swoje uczucia w katoliku, ale … w czarnym, a nie białym. Charles Koffi (Noom Diawara) to pogodny młodzieniec zakochany na zabój w wybrance swojego serca. Nie przejmuje się uprzedzeniami swojego przyszłego teścia. Jest gotowy na starcie i ze swoim ojcem, który … też jest rasistą.

Gdy zbliża się dzień ślubu następuje apogeum wszystkich lęków i obaw. Zdenerwowanie bierze górę. Nie jest to jednak typowa gorączka przedślubna i wątpliwości czy to na pewno prawdziwa miłość. Następuje kulminacja starcia dwóch ojców niepogodzonych z wyborami swoich dzieci. Laure nerwowo powtarza, że ich ojcowie nie znajdą nici porozumienia, ponieważ jej ojciec jest bardzo krytyczny, niezadowolony, że Charles nie jest Francuzem i, co tu dużo mówić, jest rasistą. Z kolei Charles spokojnie powtarza, że jego ojciec jest taki sam jak ojciec Laure, tylko nie biały, a czarny. I to jest najlepsze skwitowanie całego zamieszania.

Nie mogło zabraknąć i szczęśliwego zakończenia, które oglądałam z uśmiechem na twarzy. Zdaje się, że Claude i Marie pierwszy raz dostrzegli, że funkcjonowanie w wielokulturowej wielkiej rodzinie rozsianej po całym świecie może mieć swoje plusy. Spostrzegli się, że przez swoją nietolerancję do tej pory nie poznali rodziny, kraju i tradycji swoich zięciów. Przede wszystkim nie poznali dobrze ich samych. A przecież tyle czasu upłynęło … Zostali nawet dziadkami. Marie może w końcu zarzucić psychoterapię, podczas której za grube pieniądze zadawała ciągle te same pytanie, a znudzony terapeuta zamiast pomóc jej odnaleźć się w sytuacji wypowiadał na głos swoje zaklęcie: „A jak myślisz?”. W porę uświadomili sobie, że przez swoją zaciętość burzą szczęście swoich dzieci.

2 komentarze:

  1. Podoba mi się ten film. Komedie oglądam rzadko, bo zazwyczaj są takie trochę bez sensu, ale ta mi się z Twojego opisu spodobała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę zatem dobrej zabawy podczas seansu :) Pozdrawiam!

      Usuń