Otóż
nie, nie muszę. Nie muszę robić oszałamiającej kariery i być niezastąpioną
panią domu jednocześnie. Nawet nie chcę. Po kilku latach próbowania jestem
zwyczajnie zmęczona zasuwaniem na dwa etaty. Cóż ja mam z tego życia? Bo
najpierw jestem maksymalnie zaangażowana w pracy, później pędzę do domu i
haruję w domu. Żeby było jasne! Wiem, że praca jest bardzo ważna, bo daje nam
utrzymanie, pozwala nam opłacać rachunki i dzięki niej nie głodujemy. Ale …
Właśnie … Ale w większości miejsc pracy atmosfera jest tak przerażająco
nieznośna, że z czasem przestajemy czerpać z niej radość. Na początku
oczywiście niczym się nie zrażamy, działamy na pełnych obrotach, mamy mnóstwo
pomysłów, nie boimy się wyrażać głośno własnej opinii (wszak jesteśmy
inteligentne i mamy swoje zdanie), ale z czasem idziemy do pracy z podciętymi
skrzydłami, idziemy, bo musimy. Nie zawsze tak jest, ale zdarza się. To praca.
Dom to druga bajka. Żyjemy w takiej kulturze, w której mimo wszystko cały czas
silnie funkcjonuje schemat, że trzymanie domu w ryzach i obsługiwanie działki
gastronomicznej w domu przypada kobiecie. To nic, że ona też pracuje na pełnym
etacie, który tak samo jak etat mężczyzny wynosi co najmniej 8 godzin. To nic,
że z tej pracy kobiety też wracają zmęczone. Naprawdę! To nic, że kobiety też
prowadzą życie towarzyskie, na które chcą znaleźć czas. Co robić? Rozwiązaniem
może być poniższa propozycja.
Jesteśmy
doskonałe tylko w jednym obszarze. Albo spełniamy się w pracy, albo w domu.
Jeżeli będziemy dążyły do perfekcji zawsze i wszędzie w pewnym momencie
będziemy tak zmęczone, że wszystko się sypnie. A do tego możemy stracić
zdrowie. A bez zdrowia ani rusz. Jeżeli stawiamy na karierę to ją róbmy. Jeżeli
to daje nam szczęście, to pracujmy ile się da. Angażujmy się maksymalnie w
pracy, ale odpuśćmy dom (dom, ale nie rodzinę). Nie musimy pokazywać całemu
światu, że ze wszystkim same damy sobie radę, bo może się okazać, że weźmiemy
na siebie za dużo i klops. Naprawdę nic się nie stanie, jeżeli do umycia okien
wynajmiemy firmę sprzątającą. Naprawdę nic się nie stanie, jak prasowaniem
naszych ubrań zajmie się ktoś, komu za to zapłacimy. Naprawdę nic się nie
stanie, jeśli codziennie będziemy jadać obiady na mieście. Naprawdę nic się nie
stanie jak zakupy spożywcze zrobimy przez Internet. Naprawdę nic się nie
stanie, jeżeli sprzątaczka wysprząta nasze mieszkanie dwa razy w miesiącu. Nie
umrzemy od tego i wcale nie będzie to świadczyło, że jesteśmy nieporadne albo
że zadzieramy nosa, że sodówka uderzyła nam do głowy. Po prostu jesteśmy na
takim etapie, że inne rzeczy są dla nas ważniejsze, a do tego, żeby domowe
obowiązki rozdzielić na różnych usługodawców nie musimy mieć milionów na naszym
koncie bankowym.
Natomiast
jeżeli naszą domeną jest dbanie o dom, nie bójmy się przyznać to tego, że
robienie zaskakującej kariery zawodowej to nie dla nas, a wystarczy nam praca,
która nie zabierze nam całej energii, którą akurat chciałybyśmy przeznaczyć na
prowadzenie domu. Idąc jeszcze dalej nie miejmy kompleksów, że nie pracujemy
zawodowo, ponieważ to mąż na tyle zabezpiecza domowy budżet, że my spokojnie
możemy zająć się pielęgnowaniem domowego ogniska i następnego pokolenia. To
żaden wstyd, ani żadne życie na cudzy koszt. Nie popadajmy tylko w pułapkę, że
z tego powodu stajemy się nieatrakcyjne dla naszego życiowego partnera. Otóż
zdradzę pewien sekret … Tak zwana kura domowa również może być interesująca.
Nawet zajmując się domem może codziennie nakładać makijaż bardziej lub mniej
delikatny w zależności od upodobania, może ubierać się w coś innego niż
legginsy i T-shirt (chociaż to akurat jest mega wygodne). I co najbardziej
zaskakujące: ona również może mieć coś ciekawego do powiedzenia przy kolacji. Przecież
brak pracy zawodowej nie czyni z kobiet matołków.
Wszystko
zależy od tego, na jakim etapie życia się znajdujemy, co aktualnie jest naszym
priorytetem i niezależnie od zajmowanego miejsca w społeczeństwie jak dbamy o
nasz rozwój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz