Mieć czy być? Czy za wszelką cenę
spełniać marzenia? Gdzie jest granica, której nie należy przekraczać? Czy można
pogodzić miłość z wielkimi pieniędzmi? Czy wszystkich można kupić? Gdzie jest
moje miejsce? Czy na pewno chcę należeć do świata, do którego aspiruję?
To tylko kilka z wielu pytań, które cały czas
się przewijają. Czy to wypowiedziane wprost przez bohaterów czy to pojawiające
się w głowie widza po kolejnych obrazach.
A obrazami są scenki z życia głównych
bohaterów. To film, który przemawia przede wszystkim obrazem. Słowa nie mają tu
kluczowego znaczenia. Zresztą bohaterowie są bardzo skąpi w wypowiadaniu swoich
uczuć i myśli. Nawet muzyka jest na dalszym planie. Wbrew temu, co sugeruje
tytuł.
Song to song. Piosenka za piosenką. To najnowszy
film w reżyserii Terrence’a Malick’a. Przyznam szczerze, że wybierając się na
seans nie bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Opis filmu sugerował, że
będzie to historia o miłości z piosenką w tle. Była i historia o miłości. Były
i piosenki. Ale nie jest to typowy amerykański film o miłości. Co mnie
przekonało do tego, aby jednak wybrać się do kina? Obsada. Ryan Gosling, Rooney
Mara, Michael Fassbender (to trójka głównych bohaterów), Natalie Portman
(pojawia się nieco później) i Cate Blanchett.
BV to chłopak z głową pełną pomysłów.
Chce tworzyć muzykę, chce ją wydawać, chce na niej zarabiać i chce w końcu
zostać zaproszonym do wielkiego świata artystów. Jedyne, czego mu brakuje to finanse,
które pozwolą mu wydać pierwszy album. Wtedy z pomocą przychodzi Cook, który
jest wpływowym producentem muzycznym. Bierze pod swoje skrzydła BV. Ale czy na
pewno będzie wobec niego uczciwy? Czy naiwny i łatwowierny BV zdąży się
zorientować na czas? Cook pod swoje skrzydła przygarnął również pewną młodą
artystkę, Faye. Czy Faye dla korzyści materialnych zrezygnuje z prawdziwej
miłości?
Ten film pokazuje smutną prawdę o współczesnym
świece. Pokazuje też zagubienie człowieka i jego rozdarcie między wartościami a
pieniędzmi. Ostatnia scena, kiedy BV wraca do swojego rodzinnego domu to
światełko w tunelu. Bo BV nie wraca dlatego, że nie odniósł sukcesu, a dlatego,
że jako najstarszy syn musi wziąć odpowiedzialność za swoje młodsze rodzeństwo.
I to jest dla mnie pocieszające. Potrafił dokonać słusznego (wg mnie) wyboru, choć nie był on łatwy.
Scena, która mnie najbardziej
zaskoczyła to moment, w którym chór śpiewa „Zdrowaś Mario”. Gdy rozległa się ta
modlitwa w języku polskim (!) byłam nieźle zdezorientowana.
Song to song to film pełen sprzeczności. To film
niebanalny, choć poruszający banalny temat – miłość i pieniądze, uczciwość i
zdrada, marzenia i ograniczenia. Do jakiego momentu można udawać, że wszystko
jest w porządku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz