poniedziałek, 30 maja 2016

Teremiski, Pogorzelce, Białowieża - relacja w zdjęciach


Poranek w Teremiskach

Za mną cudowne trzy dni spędzone w ciszy i spokoju, z dala od miejskiego zgiełku, otaczającego mnie szumu i codzienności. Przyświecał mi jeden cel - odpoczynek od wszystkiego. W końcu miałam możliwość uspokojenia się, wyciszenia, spojrzenia z dystansu na ostatnie wydarzenia, które miały miejsce w moim życiu, ułożenia sobie pewnych spraw na nowo. Zwolnienie tempa choćby na kilka dni w naszym dzisiejszym zwariowanym świecie potrafi być zbawienne. Możemy wtedy poddać się refleksji na temat tego, co w naszym życiu powinno być najważniejsze. Czasem właśnie to najważniejsze zatracamy w codziennej gonitwie. Chwile spędzone blisko natury i wyłącznie z własnymi myślami potrafią w takich sytuacjach naprowadzić nas na właściwe tory.

Nie mówiąc już o tych widokach polan spowitych mgłą, o tym zapachu lasu, o tych dźwiękach ptasiego koncertu …

Dla mnie wspaniałym miejscem do odpoczynku totalnego jest Podlasie, a dokładniej Puszcza Białowieska.

Chciałabym zaprosić Was na krótką fotorelację z mojego ostatniego wyjazdu.

Droga idealna na rowerową przejażdżkę




Pierwszy spacer na czarnym szlaku

Przydrożne krzyże w Teremiskach

Wieczorna mgła na skraju Teremisek

Pogorzelce

Żubry w deszczu

Białowieża

Urocze maki w drodze na Dziedzinkę

Rozsławiona już Dziedzinka


Zachód słońca w Teremiskach

poniedziałek, 23 maja 2016

W drogę czas …





Zbliża się kolejny długi weekend i część z Was pewnie szykuje się do wyjazdu, żeby wykorzystać ten czas na poznawanie nowych miejsc, przeżywanie nowych przygód i na odpoczynek. Jedni będą mieli ten komfort i będą podróżować samochodem, co dla mnie jest o tyle wygodne, że wtedy nie muszę zbytnio ograniczać bagażu. Nawet jeżeli spakuję trochę za dużo ubrań nie jest to istotne, bo i tak wszystko wyląduje w bagażniku, a ja nie mam niepotrzebnych dylematów co pakować, a czego nie. Drudzy podróżują innymi środkami transportu i wtedy zmuszeni są przeprowadzić selekcję rzeczy. Nurtujące pytania co zabrać, a co zostawić w domu? Co do siebie pasuje i stylem i kolorem, żeby nosić te same rzeczy, ale w różnych konfiguracjach, co sprawi, że będziemy mieli wrażenie, że przecież nie chodzimy ciągle w tym samym. No i na zdjęciach nie będzie rzucać się w oczy, że mamy na sobie to samo. Zawsze trochę się tego nazbiera. Ubrania, buty, kosmetyki, aparat, ładowarki (do telefonu i do aparatu), przewodnik jeden lub dwa, opcjonalnie książki, leki (ci, którzy regularnie przyjmują medykamenty przepisane przez lekarza).

W całym zamieszaniu często zapominamy zabrać ze sobą coś tak niezbędnego jak podróżna apteczka. Ci, którzy podróżują samochodem teoretycznie powinni mieć apteczkę w samochodzie, ale bądźmy ze sobą szczerzy – czy regularnie sprawdzamy stan takiej apteczki, jej zawartość i terminy ważności leków, które tam wozimy? Dlatego w ramach przygotowania się do wyjazdu bliższego lub dalszego warto pamiętać o apteczce. Ja zabieram ze sobą dwie apteczki:

1.     główną, bardziej rozbudowaną, która ląduje w bagażu;

2.     podręczną, o okrojonej zawartości, którą zawsze mam przy sobie.

W zasadzie zawartość tych dwóch apteczek jest zbieżna. Przygotowuję dwie apteczki dlatego, żeby zawsze mieć przy sobie najważniejsze rzeczy w wersji mini.


Zawartość mojej apteczki głównej to:

- tabletki przeciwbólowe, żeby żaden ból nie popsuł mi wyjazdu i odpoczynku,

- tabletki przeciwskurczowe, żeby żaden skurcz mnie nie zatrzymywał (zawsze jest to no-spa),

- tabletki przeciw biegunce, żeby mój rewir odkrywania nowych miejsc nie ograniczał się do tych, gdzie szybko znajdę toaletę i będę mogła z niej skorzystać w każdej chwili,

- tabletki przeciw odwodnieniu, żeby przez coś tak prozaicznego nie zepsuć sobie wyjazdu,

- zestaw pierwszej pomocy, czyli jałowe gaziki, sól fizjologiczna w ampułkach, maść antybakteryjna, plaster, bandaż, nożyczki, pęseta, żeby w razie zranienia szybko opatrzyć ranę i iść dalej,

- jałowa igła, gdybym musiała przebić pęcherz,

- wapno, gdyby coś mnie uczuliło,

- witamina C, gdybym zaczynała odczuwać lekkie przeziębienie,

- maść przeciwbólowa i rozgrzewająca, żeby żaden bolący staw mnie nie spowalniał,

- preparat chroniący przed ukąszeniami komarów i kleszczy,

- emulsja chroniąca moją skórę przed szkodliwym działaniem słońca.




W apteczce podręcznej mam przy sobie tabletki przeciwbólowe, przeciwskurczowe, wapno, tabletki przeciw biegunce, zestaw pierwszej pomocy (jeżeli lecę samolotem to nożyczki, igła i pęseta lądują w apteczce głównej) i emulsja chroniąca przed słońcem.


Dodalibyście coś jeszcze?


niedziela, 22 maja 2016

Czy muszę być doskonała we wszystkim?



Otóż nie, nie muszę. Nie muszę robić oszałamiającej kariery i być niezastąpioną panią domu jednocześnie. Nawet nie chcę. Po kilku latach próbowania jestem zwyczajnie zmęczona zasuwaniem na dwa etaty. Cóż ja mam z tego życia? Bo najpierw jestem maksymalnie zaangażowana w pracy, później pędzę do domu i haruję w domu. Żeby było jasne! Wiem, że praca jest bardzo ważna, bo daje nam utrzymanie, pozwala nam opłacać rachunki i dzięki niej nie głodujemy. Ale … Właśnie … Ale w większości miejsc pracy atmosfera jest tak przerażająco nieznośna, że z czasem przestajemy czerpać z niej radość. Na początku oczywiście niczym się nie zrażamy, działamy na pełnych obrotach, mamy mnóstwo pomysłów, nie boimy się wyrażać głośno własnej opinii (wszak jesteśmy inteligentne i mamy swoje zdanie), ale z czasem idziemy do pracy z podciętymi skrzydłami, idziemy, bo musimy. Nie zawsze tak jest, ale zdarza się. To praca. Dom to druga bajka. Żyjemy w takiej kulturze, w której mimo wszystko cały czas silnie funkcjonuje schemat, że trzymanie domu w ryzach i obsługiwanie działki gastronomicznej w domu przypada kobiecie. To nic, że ona też pracuje na pełnym etacie, który tak samo jak etat mężczyzny wynosi co najmniej 8 godzin. To nic, że z tej pracy kobiety też wracają zmęczone. Naprawdę! To nic, że kobiety też prowadzą życie towarzyskie, na które chcą znaleźć czas. Co robić? Rozwiązaniem może być poniższa propozycja.


Jesteśmy doskonałe tylko w jednym obszarze. Albo spełniamy się w pracy, albo w domu. Jeżeli będziemy dążyły do perfekcji zawsze i wszędzie w pewnym momencie będziemy tak zmęczone, że wszystko się sypnie. A do tego możemy stracić zdrowie. A bez zdrowia ani rusz. Jeżeli stawiamy na karierę to ją róbmy. Jeżeli to daje nam szczęście, to pracujmy ile się da. Angażujmy się maksymalnie w pracy, ale odpuśćmy dom (dom, ale nie rodzinę). Nie musimy pokazywać całemu światu, że ze wszystkim same damy sobie radę, bo może się okazać, że weźmiemy na siebie za dużo i klops. Naprawdę nic się nie stanie, jeżeli do umycia okien wynajmiemy firmę sprzątającą. Naprawdę nic się nie stanie, jak prasowaniem naszych ubrań zajmie się ktoś, komu za to zapłacimy. Naprawdę nic się nie stanie, jeśli codziennie będziemy jadać obiady na mieście. Naprawdę nic się nie stanie jak zakupy spożywcze zrobimy przez Internet. Naprawdę nic się nie stanie, jeżeli sprzątaczka wysprząta nasze mieszkanie dwa razy w miesiącu. Nie umrzemy od tego i wcale nie będzie to świadczyło, że jesteśmy nieporadne albo że zadzieramy nosa, że sodówka uderzyła nam do głowy. Po prostu jesteśmy na takim etapie, że inne rzeczy są dla nas ważniejsze, a do tego, żeby domowe obowiązki rozdzielić na różnych usługodawców nie musimy mieć milionów na naszym koncie bankowym.


Natomiast jeżeli naszą domeną jest dbanie o dom, nie bójmy się przyznać to tego, że robienie zaskakującej kariery zawodowej to nie dla nas, a wystarczy nam praca, która nie zabierze nam całej energii, którą akurat chciałybyśmy przeznaczyć na prowadzenie domu. Idąc jeszcze dalej nie miejmy kompleksów, że nie pracujemy zawodowo, ponieważ to mąż na tyle zabezpiecza domowy budżet, że my spokojnie możemy zająć się pielęgnowaniem domowego ogniska i następnego pokolenia. To żaden wstyd, ani żadne życie na cudzy koszt. Nie popadajmy tylko w pułapkę, że z tego powodu stajemy się nieatrakcyjne dla naszego życiowego partnera. Otóż zdradzę pewien sekret … Tak zwana kura domowa również może być interesująca. Nawet zajmując się domem może codziennie nakładać makijaż bardziej lub mniej delikatny w zależności od upodobania, może ubierać się w coś innego niż legginsy i T-shirt (chociaż to akurat jest mega wygodne). I co najbardziej zaskakujące: ona również może mieć coś ciekawego do powiedzenia przy kolacji. Przecież brak pracy zawodowej nie czyni z kobiet matołków.


Wszystko zależy od tego, na jakim etapie życia się znajdujemy, co aktualnie jest naszym priorytetem i niezależnie od zajmowanego miejsca w społeczeństwie jak dbamy o nasz rozwój.

sobota, 21 maja 2016

Nie ma butów w mieście!




A dokładniej nie ma butów na lato do długiego chodzenia. Niby jak to możliwe? Mamy mnóstwo sklepów, w sklepach mnóstwo butów … a ja nie mogę niczego znaleźć. Co roku mam ten sam problem i to szczególnie z butami na lato. Z butami na pozostałe pory roku jakoś sobie radzę. Najlepiej mam z zimą. Ale zima już za nami i co tu dużo mówić: lato zbliża się nieubłaganie i zastanawiam się, w czym będę przemierzać miasto. Z jednej strony nic mi się nie podoba. Naprawdę. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale żadne sandały, klapki, japonki po prostu nie podobają mi się. Zaopatrzyłam się co prawda w espadryle, ale są na tyle zabudowane, że nadają się na umiarkowane nie deszczowe lato. Gorzej jeżeli temperatura podskoczy, a słońce będzie przyświecać nam przez cały dzień. 

Muszę wyjaśnić jeszcze jedną sprawę, o co tak naprawdę cały szum. A więc cały szum o to, że od jakiegoś czasu bardzo dużo chodzę. Chciałabym jakoś zadbać o formę i nie mieć zadyszki wchodząc na piąte piętro, a sęk w tym, że ćwiczyć nie lubię. Nie lubię siłowni, nie lubię biegać, nie lubię basenów publicznych. Lubię chodzić i jeździć na rowerze. Ale rower to już specjalne ubranie i rowerem nie zawsze i nie wszędzie pojadę. Nie jestem posiadaczką roweru miejskiego, na którym czułabym się świetnie w sukience i sandałkach. Wynika z tego, że wysiłek fizyczny, który mogę podejmować całorocznie i nie muszę mieć do tego specjalnie wykrojonego czasu, miejsca i ubrania jest chodzenie. Chodzić mogę na spacer, chodzić mogę po zakupy (to już wysiłek z obciążeniem), chodzić mogę do pracy, chodzić mogę na pocztę, do banku, do urzędu, na piwo, na kawę, na obiad … Chodzić mogę zawsze i wszędzie. Do chodzenia potrzebuję jedynie wygodnych butów. 

Wracając do początku moich dzisiejszych przemyśleń nie mogę znaleźć butów na lato do takiego właśnie chodzenia – zawsze i wszędzie. Szukam czegoś przewiewnego, lekkiego, niezabudowanego, płaskiego, pasującego do spodni i do spódniczki. I znaleźć nie mogę. Jak już zmuszę się do kupienia czegoś, bo przecież boso nie będę chodzić to najzwyczajniej w świecie uwiera, ociera, rani i przyczynia się do powstawania pęcherzy. Wtedy kilka dni noszę japonki, ale jak ja nie lubię chodzić po mieście w japonkach! No i w pracy w japonkach czuję się jakoś nie najlepiej.


Macie jakieś pomysły? W jakich butach latem Wy robicie kroki?