piątek, 7 lipca 2017

Piękny film dzisiaj oglądałam … #7


Mieć czy być? Czy za wszelką cenę spełniać marzenia? Gdzie jest granica, której nie należy przekraczać? Czy można pogodzić miłość z wielkimi pieniędzmi? Czy wszystkich można kupić? Gdzie jest moje miejsce? Czy na pewno chcę należeć do świata, do którego aspiruję?

To tylko kilka z wielu pytań, które cały czas się przewijają. Czy to wypowiedziane wprost przez bohaterów czy to pojawiające się w głowie widza po kolejnych obrazach.

A obrazami są scenki z życia głównych bohaterów. To film, który przemawia przede wszystkim obrazem. Słowa nie mają tu kluczowego znaczenia. Zresztą bohaterowie są bardzo skąpi w wypowiadaniu swoich uczuć i myśli. Nawet muzyka jest na dalszym planie. Wbrew temu, co sugeruje tytuł.

Song to song. Piosenka za piosenką. To najnowszy film w reżyserii Terrence’a Malick’a. Przyznam szczerze, że wybierając się na seans nie bardzo wiedziałam czego się spodziewać. Opis filmu sugerował, że będzie to historia o miłości z piosenką w tle. Była i historia o miłości. Były i piosenki. Ale nie jest to typowy amerykański film o miłości. Co mnie przekonało do tego, aby jednak wybrać się do kina? Obsada. Ryan Gosling, Rooney Mara, Michael Fassbender (to trójka głównych bohaterów), Natalie Portman (pojawia się nieco później) i Cate Blanchett.

BV to chłopak z głową pełną pomysłów. Chce tworzyć muzykę, chce ją wydawać, chce na niej zarabiać i chce w końcu zostać zaproszonym do wielkiego świata artystów. Jedyne, czego mu brakuje to finanse, które pozwolą mu wydać pierwszy album. Wtedy z pomocą przychodzi Cook, który jest wpływowym producentem muzycznym. Bierze pod swoje skrzydła BV. Ale czy na pewno będzie wobec niego uczciwy? Czy naiwny i łatwowierny BV zdąży się zorientować na czas? Cook pod swoje skrzydła przygarnął również pewną młodą artystkę, Faye. Czy Faye dla korzyści materialnych zrezygnuje z prawdziwej miłości?

Ten film pokazuje smutną prawdę o współczesnym świece. Pokazuje też zagubienie człowieka i jego rozdarcie między wartościami a pieniędzmi. Ostatnia scena, kiedy BV wraca do swojego rodzinnego domu to światełko w tunelu. Bo BV nie wraca dlatego, że nie odniósł sukcesu, a dlatego, że jako najstarszy syn musi wziąć odpowiedzialność za swoje młodsze rodzeństwo. I to jest dla mnie pocieszające. Potrafił dokonać słusznego (wg mnie) wyboru, choć nie  był on łatwy.

Scena, która mnie najbardziej zaskoczyła to moment, w którym chór śpiewa „Zdrowaś Mario”. Gdy rozległa się ta modlitwa w języku polskim (!) byłam nieźle zdezorientowana.

Song to song to film pełen sprzeczności. To film niebanalny, choć poruszający banalny temat – miłość i pieniądze, uczciwość i zdrada, marzenia i ograniczenia. Do jakiego momentu można udawać, że wszystko jest w porządku?

Moi współtowarzysze mówili zgodnym głosem, że film był … nudny. Ależ jaka ta nuda była piękna!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz